Timothy Bradley pokonał w Carson (Kalifornia) Jessie Vargasa i zdobył pas WBO w wadze półśredniej, ale pod koniec 12 rundy ze zwycięstwa cieszył się ten drugi. Wszystko dlatego, gdyż sędzia ringowy Pat Russell przerwał walkę na 10 sekund przed ostatnim gongiem.

Wcześniej przegrywający ten pojedynek Vargas trafił Bradleya potężnym prawym, ten się wyraźnie zachwiał, ale szybko opanował sytuację. Po kolejnym, tym razem lewym sierpowym rywala, ale już nie tak groźnym wpadł w klincz i w tym właśnie momencie odwrócony tyłem do Amerykanina Russell charakterystycznym, zrozumiałym na całym świecie gestem dał znak, że to już koniec.

Oszalały ze szczęścia Vargas sądząc, że sędzia poddał Bradleya wskoczył na liny i zaczął demonstrować swoją radość. Chwilę później wpadł w objęcia swoich trenerów i ludzi mu towarzyszących. Amerykanin patrzył na to wyraźnie skonsternowany, nie mogąc chyba zrozumieć co się dzieje. Nie tylko on zresztą, bo sytuacja była co najmniej dziwna.

Sędzia wprawdzie od razu tłumaczył, że popełnił błąd przerywając walkę będąc przekonany, że zabrzmiał gong. A to był przecież tylko sygnał, że do końca rundy zostało 10 sekund. Na szczęście wszystko zostało wyjaśnione, sięgnięto więc po karty punktowe, a na nich lepszym, zgodnie z przebiegiem ringowych wydarzeń, był Tim Bradley, który tym samym znów jest mistrzem świata organizacji WBO w wadze półśredniej. Początkowo ten tytuł miał być tymczasowy, ale teraz gdy Floyd Mayweather jr nie zapłacił w terminie 200 tysięcy dolarów i oddał pas, nic nie stoi na przeszkodzie, by czempionem ogłosić pięściarza z Kalifornii.

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>