Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Emanuel Steward może być dumny. Ci na których stawiał za życia nie zawodzą po jego śmierci. W miniony piątek jeden z nich, Adonis Stevenson, mistrz WBC w wadze półciężkiej znokautował w piątym starciu Rosjanina Dmitrija Suchockiego i obronił tytuł.

Kanadyjczyk urodzony na Haiti był zdecydowanym faworytem bukmacherów i nie zawiódł, ale nie brakowało takich, którzy twierdzili, że może mieć problemy z twardym i mocno bijącym Suchockim, który kiedyś dał się mocno we znaki Juergenowi Braehmerowi i pokonał przed czasem Aleksego Kuziemskiego.

Ale Steward, gdyby żył, zapewne nie miałby żadnych wątpliwości przed tym pojedynkiem. On zawsze stawiał na Stevensona i już wiele lat temu mówił, że czasy „Supermana” dopiero nadchodzą. Tak samo jak wierzył we Władymira Kliczkę, mimo bolesnych porażek Ukraińca z Rossem Purittym, Corrie Sandersem czy Lamontem Brewsterem i w Irlandczyka Andy’ego Lee, który w jego domu w Detroit mieszkał siedem lat.

Dziś znakomitego trenera już nie ma między nami, ale widać musi swoim ulubieńcom udzielać wskazówek z zaświatów, bo radzą sobie doskonale.

Polskich sympatyków boksu osoba Stevensona interesuje jeszcze z jednego powodu. Kanadyjczyk w mijającym roku stoczył przecież dramatyczny pojedynek z Andrzejem Fonfarą, należącym dziś do ścisłej czołówki wagi półciężkiej. W starciu ze Stevensonem Fonfara był dwukrotnie liczony, ale on też rzucił na deski „Supermana” i niewiele brakowało, by go znokautował.

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>