Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


"Z poniedziałkowej prasy dowiedziałem się, że na mecz lokalnych rywali sprzedano 4.000 biletów. Spotkanie Legii z Gwardią obejrzało zaledwie 40 procent chętnych, bo dla pozostałych zabrakło miejsca! Zważywszy, że w hali była też liczna grupa małolatów bez kart wstępu, że pewnie kilkudziesięciu fanów weszło wsuwając kasę w grabę pana Kazia, można oszacować ilość widzów na 4.200 osób, a rywalizację czołowych polskich zespołów chciało obejrzeć około 10.000 miłośników pięściarstwa! Takie to były czasy."

Do hali wprowadził mnie Jerzy Kulej, ale dalej musiałem radzić sobie sam. Nie było łatwo. Kontrolerzy biletów na poszczególne sektory mieli gdzieś fakt, że znalazłem się w hali dzięki olimpijskiemu mistrzowi. Masz bilet- wchodzisz, nie masz - wynocha, szukaj szczęścia w kolejnych sektorach. W hali panował nieopisany ścisk, ale takie warunki sprzyjały darmowym widzom - zawsze to łatwiej prześliznąć się poza wzrokiem porządkowego. Zwłaszcza niespełna półtorametrowemu, o wadze z dolnej strefy kategorii śmiesznych, malcowi.

Tak więc znalazłem się na parkiecie, na tyle blisko ringu, że dym z setek palonych papierosów nie zasnuwał mi pola widzenia. Oczywiście miejsce było stojące. Bezczelnością byłoby szukać siedzącego, zwłaszcza w sytuacji, gdy znalazło się na meczu za friko. Od czasu do czasu musiałem je zmieniać, bo ni stąd ni zowąd stawał przede mną ktoś wyższy, zasłaniał najważniejszą arenę. To jednak, wobec faktu, że mogłem tu przebywać, było drobną niedogodnością. Hala jawiła mi się jako miejsce niemal święte - za chwilę mieli tu wystąpić najlepsi pięściarze świata, olimpijscy medaliści. Miałem już świadomość różnicy poziomu, jaki prezentowali bokserzy czołówki w stosunku do zawodników, z którymi spotykałem się na co dzień - walczących w rozgrywkach o wejście do II ligi. Zresztą słowo "walczących" to spore nadużycie, bowiem kilku seniorów z mojego macierzystego klubu przy ul. Wawelskiej odnosiło sukcesy głównie w potyczkach ulicznych, w okolicach zielonych budek z piwem, które na Ochocie znajdowały się niemal na każdej ulicy. W zawodach wygrywali - głównie z powyższych powodów - rzadko, częściej oddawali punkty walkowerem. Co absolutnie nie odbierało im szacunku u kolesiów od "małego jasnego z wianuszkiem". Byli w tym gronie idolami, championami absolutnymi.

A więc stałem nieopodal ringu, wzrokiem pełnym cielęcego zachwytu chłonąłem każdy fragment bokserskiej świątyni, jednocześnie nadstawiałem uszu rozmowom wiernych pięściarstwu kibicowskich rutyniarzy. Głównym tematem dyskusji i sporów były składy walczących zespołów. I Legia, i Gwardia starały się do ostatniej chwili utrzymywać w tajemnicy swoje składy i dokonywane roszady wagowe. Dywagowano więc na trybunach w jakiej kategorii wystąpi Kulej, czy może dojdzie do konfrontacji z kolegą z reprezentacji, mistrzem olimpijskim wagi lekkiej - Grudniem! Sporo uwagi poświęcano pojedynkowi w wadze ciężkiej pomiędzy Laskiem a Branickim. Dyskusje umilkły z chwilą, gdy do ringu zmierzali - prowadzeni w rytmie jakiegoś marsza - bohaterowie dnia.

Spiker zapowiedział zestawienie walczących par: waga musza: Styła Legia - Wichman Gwardia, waga kogucia: Gałązka Legia - Rękawek Gwardia, waga piórkowa: Czapko Legia - Niedziński Gwardia, waga lekka: Grudzień Legia - Teofilak Gwardia, waga lekkopółśrednia: Strzelczyk Legia - Gawroński Gwardia, waga półśrednia: Rosiński Legia - Kulej Gwardia, waga lekkośrednia: Kaczyński Legia - Szymaniak Gwardia, waga średnia: Załomski Legia - Zygarłowski Gwardia, waga półciężka: Pawlak Legia - Walasek Gwardia, waga ciężka: Branicki Legia - Lasek Gwardia. Wywoływani zawodnicy wychodzili na środek ringu, wręczali rywalom klubowe proporczyki, ściskali dłonie. Mimo, że obydwa zespoły miały swoich zdeklarowanych kibiców, a nieprzejednanych wrogów drużyny przeciwnej, to podczas prezentacji nie słychać było gwizdów, każda kolejna para witana była huraganowymi brawami.

Zgodnie z przewidywaniami dokonano kilku wagowych przetasowań; Kulej zamiast w swojej koronnej - lekkopółśredniej - wystąpił o wagę wyżej. Kaczyńskiemu dawano więcej szans również w wyższej kategorii - lekkośredniej - w konfrontacji z bojowym Szymaniakiem. Walasek także zmienił wagę - na półciężką. Gwardyjscy decydenci uznali, że w średniej Zygarłowski (półciężki) ma duże szanse zdobyć punkty wygrywając z Załomskim. Ciekawe ile kilogramów musiał strenować? Nie było niespodzianki w wadze ciężkiej, niewielkiemu wzrostem, ale nieobliczalnemu Laskowi postawiono za zadanie pokonanie Branickiego. Dzielnicowy z podwarszawskiego Ursusa potrafił sprawić niespodziankę wygrywając przed czasem z teoretycznie lepszym rywalem. Starzy kibice opowiadali, że kiedyś odprawił przeciwnika nokautując go… bicepsem.

Kierownictwo klubów ustaliło, że jako pierwsi pojawią się na arenie właśnie bokserzy wagi ciężkiej. Walka rozpoczęła się od huraganowych ataków Laska. Branicki przez jakiś czas bronił się rozpaczliwie, ale z upływem minut odzyskiwał pole przepuszczając furiackie, ale chaotyczne natarcia gwardzisty, lub stopował go celnymi kontrami. W trzecim starciu jedna z kontr posadziła Laska na ringowej macie i w tej pozycji został wyliczony. Gwizdy pojawiły się, kiedy arbiter, chcąc uchronić Laska od przymusowej karencji, zadecydował o zwycięstwie Branickiego przez techniczny nokaut. Spadek formy zaprezentował Kaczyński, bokser może nie błyskotliwy, ale niesamowicie pracowity. Mówiło się, że "Kaczka" pojawia się na treningach jako pierwszy, a opuszcza salę ostatni i w miejscu, gdzie kończy zajęcia - w pozycji horyzontalnej - pozostaje mokra plama potu. Tym razem Sylwek nie błyszczał formą i po brzydkiej walce uległ niżej notowanemu, choć nieprzewidywalnemu Szymaniakowi. Boksującego w barwach Legii Gałązkę upatrywano na przyszłego mistrza olimpijskiego. Białostocczanin dysponował niesamowitym refleksem i wzbudzającą zachwyt widzów techniką. Bywał dla rywali niczym znikający punkt; przyparty do narożnika czy lin potrafił błyskawicznie wywinąć się z nich, przejść do gwałtownego natarcia i całkowicie odmienić losy walki. Radził sobie rewelacyjnie w defensywie, zaskakiwał natychmiastowymi ripostami i technicznymi sztuczkami. Niestety nie do końca spełnił pokładane w nim nadzieje. Największym sukcesem Gałązki był srebrny medal mistrzostw Europy, który zdobył właśnie w 1965 roku. Dziś uważano by to za wielkie osiągnięcie, ale wówczas, "zdemoralizowani" wieloma tytułami mistrzowskimi polskich bokserów kibice za porażkę uznali finałową przegraną z Rosjaninem Grigoriewem. Tego dnia Gałązka boksował jednak znacznie poniżej swoich możliwości i kto wie jaki byłby werdykt, gdyby nie posadził Rękawka na deskach w końcówce walki -  wygrał niewysoko na punkty.

Kibice Legii liczyli, że niespodziankę może sprawić Pawlak. Przemawiało za tym zaskakujące zwycięstwo, w dodatku przed czasem, z samym Trelą - podczas ligowego spotkania ze Stalą Stalowa Wola. Próżne nadzieje; Walasek zdominował Pawlaka od pierwszego gongu i jeszcze w inauguracyjnym starciu legionistę poddali sekundanci, o ile mnie pamięć nie myli- panowie Henryk Niedźwiedzki i Stanisław Wasilewski. Podobnie zakończyło się spotkanie Kuleja z Rosińskim. Grudniowi również trener Nowak poddał Teofilaka - z tą różnicą, że nastąpiło to w trzecim starciu. W trzeciej rundzie arbiter odesłał do narożnika Styłę, który był zbyt słabym rywalem dla utalentowanego Wichmana.

Mecz zakończył się tym razem zasłużonym i wysokim zwycięstwem Gwardii 14:6. Wraz z tłumem kibiców opuszczałem Halę Gwardii w pełni usatysfakcjonowany. Zobaczyłem w akcji swoich idoli, uczestniczyłem w emocjonującym, choć zbyt szybko zakończonym widowisku. Nie czekałem na zatłoczony do granic możliwości tramwaj, tylko - rozgrzany meczem - na dość odległą Ochotę powędrowałem pieszo. Od tamtej pory nie przepuściłem żadnej okazji do kibicowania ligowym zmaganiom. Bywało, że w niedzielne południe oglądałem mecz przy placu Żelaznej Bramy, a wieczorem pędziłem na Konwiktorską, gdzie o II ligę walczyli pięściarze Polonii.

Z poniedziałkowej prasy dowiedziałem się, że na mecz lokalnych rywali sprzedano 4.000 biletów. Spotkanie Legii z Gwardią obejrzało zaledwie 40 procent chętnych, bo dla pozostałych zabrakło miejsca! Zważywszy, że w hali była też liczna grupa małolatów bez kart wstępu, że pewnie kilkudziesięciu fanów weszło wsuwając kasę w grabę pana Kazia, można oszacować ilość widzów na 4.200 osób, a rywalizację czołowych polskich zespołów chciało obejrzeć około 10.000 miłośników pięściarstwa! Takie to były czasy.

Z upływem lat już nie wypadało wchodzić na zawody bez biletu. A płaciło się wtedy nie tylko za oglądanie spotkań ligowych. Także za mecze pomiędzy zespołami juniorów, czy mistrzostwa okręgu – w każdej grupie wiekowej. Wybrałem się kiedyś na odległy Targówek, gdzie rozgrywane były zawody z cyklu Pierwszy Krok Bokserski (w Warszawie dwa razy do roku) - okazało się, że i na tę imprezę wstęp był płatny! A mimo to sala była wypełniona do ostatniego, także stojącego miejsca.

Dziś wstęp na zawody amatorskie jest bezpłatny. Darmowe są nawet imprezy najwyższej rangi, jak choćby Międzynarodowy Memoriał Feliksa Stamma. A i tak sale świecą pustkami. Czym to tłumaczyć? Poziomem walk, brakiem nazwisk, które przyciągnęłyby publiczność, możliwością ogromnego wyboru spośród wielu weekendowych atrakcji, brakiem odpowiedniej reklamy, nieumiejętnością kreowania wizerunków pięściarzy? Pytań jest więcej. Ja nie znam na nie odpowiedzi, dylemat pozostawiam działaczom boksu amatorskiego.

Ów mecz odbył się 50 lat temu, więc nie wszystkie pojedynki utkwiły w mojej pamięci. Aby je odtworzyć wspomagałem się Przeglądem Sportowym z 1965 roku, który poświęcał pięściarstwu sporo miejsca. Przy okazji natrafiłem na listę klubów, które uczestniczyły w centralnych rozgrywkach, było ich aż 54 (!). Po wielu z nich nie ma dzisiaj śladu. Przypomnę je więc, może znajdą się zapaleńcy mający ambicję odtworzyć pięściarskie tradycje w swoich rodzinnych stronach.

I Liga - 10 zespołów: Hutnik Nowa Huta, Wybrzeże Gdańsk, Polonia Gdańsk, Legia Warszawa, Gwardia Warszawa, Gwardia Wrocław, Gwardia Łódź, Zawisza Bydgoszcz, BBTS Bielsko, Stal Stalowa Wola.
II Liga- 16 drużyn- Grupa I: Olimpia Poznań, Broń Radom, Górnik Zagórze, ŁTS Łabędy, Turów Bogatynia, Astoria Bydgoszcz, Gwardia Zielona Góra.
Grupa II: Carbo Gliwice, Gwardia Białystok, Błękitni Kielce, Bieszczady Rzeszów, Moto Jelcz, Wisła Kraków, Brda Bydgoszcz, Prosna Kalisz.
O wejście do II Ligi
Grupa I: Lechia Szczecinek, Sokół Gorzów, Gedania Gdańsk, Czarni Słupsk, Polonia Warszawa, Sokół Piła, Arkonia Szczecin,
Grupa II: Avia Świdnik, Widzew Łódź, Star Starachowice, Skra Warszawa, Start Elbląg, Ruch Grudziądz, Warmia Olsztyn,
Grupa III: Górnik Radlin, Polonia Jelenia Góra, KKS Kluczbork, Metal Tarnów, Stal Mielec, TSB Bytom, Bursa Wrocław,
Grupa IV: Lublinianka, Rokita Brzeg, Unia Oświęcim, KS Nysa, Budowlani Poznań, Goplania Inowrocław, Zagłębie Sosnowiec.
Z pamięci natomiast odtworzę sekcje bokserskie działające wówczas w klubach samej tylko Warszawy. Były to: Legia, Gwardia, Polonia, Skra, DKS Targówek, Hutnik, FSO, Drukarz - nie licząc rozsianych po mieście filii, zwanych szkółkami.
Na koniec wyniki pierwszego spotkania ligowego, które miałem przyjemność oglądać.
Warszawa, 23 luty 1965 r. Legia – Gwardia 6:14 (na pierwszym miejscu pięściarze Gwardii):
Waga musza: Wichman wygrał na skutek przewagi w 3 rundzie ze Styła 2:0
Waga kogucia: Rękawek przegrał na punkty z Gałązką. 2:2
Waga piórkowa: Niedziński wypunktował Czapko, 4:2
Waga lekka: Teofilak został w 3 rundzie poddany Grudniowi, 4:4
Waga lekkopółśrednia: Gawroński pokonał na punkty Strzelczyka, 6:4
Waga półśrednia: Kulej wygrał przez poddanie w 1 rundzie z Rosińskim, 8:4
Waga lekkośrednia: Szymaniak wypunktował Kaczyńskiego 10:4
Waga średnia: Zygarłowski wygrał w 3 r. – przewaga – z Załomskim, 12:4
Waga półciężka: Walasek zwyciężył w 1 rundzie przez poddanie Pawlaka, 14:4
Waga ciężka: Lasek przegrał na skutek przewagi w 3 rundzie z Branickim, 14:6

Krzysztof Kraśnicki