Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Czas wakacji do doskonała pora na odkurzenie wydarzeń jakie miały miejsce przed wielu laty. W numerach archiwalnych Ring Bulletinu znajdziecie mnóstwo historii ze świata stalowych pięści i tytanowych szczęk, wydarzeń, którymi ekscytował się pięściarski świat lat minionych. Może i Was zainteresują. Dziś przypominamy ringowe dzieje Jima Braddocka -  zapraszamy do lektury.

Zadziwił pięściarski świat trzykrotnie; najpierw kiedy ni stąd ni zowąd otrzymał szansę walki o światowy tytuł wagi ciężkiej. Po raz drugi, gdy wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice, rokowaniom fachowców i miłośników boksu, sięgnął po królewską koronę. Po raz ostatni - kiedy po wygranym meczu z wysoko notowanym Tommy Farrem zapowiedział, iż żegna się z boksem. 

Jim Braddock - Cinderella Man - Kopciuszek na szczycie. Jego życiorys był ulubionym tematem amerykańskiej prasy, był żywym przykładem "american dream" - od pucybuta do milionera, z nędzy do dobrobytu - za sprawą szczęśliwego zbiegu okoliczności. Posłuchajcie.

Obiecujące początki
Urodził się w 1905 roku w rodzinie irlandzkich imigrantów, w Nowym Jorku- o kilka przecznic od legendarnej Madison Square Garden, ale nie boks a piłka nożna była  jego pierwszą sportową pasją. Pięściarstwem zainteresował się znacznie później, zadebiutował bowiem dopiero w wieku 21 lat. W pierwszym roku bokserskich potyczek wchodził do ringu 16-krotnie, poza remisem w występie debiutanckim wszystkie pozostałe walki skończyły się zwycięstwem Jima. W drugim roku startów poniósł wprawdzie dwie punktowe porażki, dwa pojedynki zakończyły się wynikiem nierozstrzygniętym, ale też trzynastokrotnie schodził z ringu jako zwycięzca. Swoje walki, początkowo w wadze półciężkiej, toczył głównie w New Jersey, jednak rok 1927 zakończył meczem w Madison Square Garden, gdzie wypunktował Johna Monte. Kolejny rok rozpoczął również w legendarnej hali zwycięską walką z Polakiem Pawłem Świderskim. W MSG spotkał się z naszym kolejnym rodakiem Leonem Łomskim i ten pojedynek, prowadzony w ringu przez słynnego Arthura Donovana, przegrał na punkty. Urodzony już w Ameryce Łomski -"Zabójca z Aberdeen" miał za sobą przegrany na punkty pojedynek o mistrzostwo świata wagi półciężkiej (według New York State Atletic Commission) z Tommy Loughranem, zwycięstwo nad Jock Malone i Maxie Rosenbloomem. 

Muszę na chwilę zatrzymać się przy pojedynku Braddocka z Łomskim, bo na temat tego spotkania znalazłem dwie sprzeczne informacje. Otóż w Przeglądzie Sportowym (19/1930) pojawił się artykuł Z. Wróblewskiego świadczący o porażce polskiego boksera. Tytuł był wymowny: Wspaniała walka Łomskiego z Braddockiem, a w podtytule autor dodaje: Jak bokserowi polskiemu odjęto zasłużone zwycięstwo nad mistrzem Ameryki. A więc Łomski przegrał? Zajrzałem jeszcze na portal boxrec.com, który podaje rekordy pięściarskie a tam znalazłem informację, że jednak zwycięzcą jest Polak. Po prostu jeden z sędziów popełnił pomyłkę na karcie punktowej i po ponownym sprawdzeniu wynik został skorygowany. Ale tej informacji w PS  nie znalazłem.

Już w lipcu 1929 roku Braddock stanął przed szansą walki o tytuł championa wagi półciężkiej (również w wersji NYSAC) mając za rywala aktualnego mistrza Tommy’ego Loughrana. Przegrał nieznacznie i, co gorsza, nabawił się przykrej kontuzji prawej ręki. Nie do końca wyleczony wchodził do ringu, a efektem były kolejne złamania. Coraz więcej ponosił porażek, coraz niższą pozycję zajmował na pięściarskiej drabinie. 

Czytaj Ring Bulletin! - Bezpłatny miesięcznik bokserski >>

 

Wielki kryzys
Działo się to w czasie wyjątkowo dla Ameryki trudnym, zwanym Wielkim Kryzysem. Krach na giełdzie, upadki firm, utrata ogromnych fortun i pieniędzy drobnych ciułaczy. Zbankrutowało przedsiębiorstwo, w które James J. zainwestował swoje wszystkie oszczędności. A że nieszczęścia lubią chodzić parami, to na dodatek okazało się, że ręka jest źle zrośnięta, co wyklucza jakiekolwiek walki, a poza tym operacja to wydatek rzędu 1500 dolarów. Nie od rzeczy będzie dodać, iż małżonka pięściarza spodziewała się trzeciego dziecka – w sytuacji, gdy utrzymanie dwójki było już zadaniem ponad finansowe możliwości Braddocków. Gasła dopiero co rozbłysła gwiazda Jima, organizatorzy bokserskich spotkań nie chcieli go na swoich zawodach, rozwiązywali podpisane już kontrakty.

Nie pozostało nic innego jak poszukać pracy poza boksem. Jim codziennie studiował ogłoszenia, wystawał w kolejkach bezrobotnych. Wreszcie dostał pracę w porcie: wyładowywanie węgla ze statków. Pracował w dzień, a także w nocy, gdy stawka była podwójna - za godzinę płacono całego dolara. Ale kryzys nie ominął i tej branży, węgla sprowadzano w coraz mniejszych ilościach, Braddock stracił i tę robotę. W firmach pośrednictwa pracy słyszał nieustannie: Nie mamy dla pana żadnego zajęcia! Szczęściem w nieszczęściu właściciel mieszkania wynajmowanego Braddockom był miłośnikiem pięściarstwa, za drobne naprawy zrezygnował z poboru czynszu.

Nie było innej rady jak zwrócić się do towarzystwa dobroczynnego. Jim dostał zapomogę - sześć dolarów tygodniowo. Była i lepsza wiadomość; rehabilitacja ręki przechodziła nadzwyczaj dobrze, na tyle, że mógł powrócić do boksu. 

W czerwcu 1934 r., po dziewięciomiesięcznej absencji Braddock otrzymał propozycję walki w kategorii ciężkiej - w Madison Square Garden. Oczywiście nie w walce wieczoru. Co to to nie; ta była zarezerwowana na spotkanie o mistrzowski tytuł pomiędzy Maxem Baerem a włoskim olbrzymem Primo Carnerą. 

Rywal Braddocka, Corn Griffin należał do średniej klasy pięściarzy, ale i tak on był faworytem w starciu z Jimem.  "Cinderella Man" przystąpił do tego pojedynku z ogromną determinacją i już w trzeciej rundzie arbiter był zmuszony odesłać Griffina do narożnika. Honorarium, jakie otrzymał za tę walkę Jim - dwieście dolarów - pozwoliło opłacić jedynie najpilniejsze zobowiązania. 

Dobra postawa w meczu z Griffinem sprawiła, iż Braddock otrzymał kolejną szansę; tym razem rywalem był pięściarz notowany w czołówce wagi półciężkiej, z dorobkiem 35 zwycięstw przy zaledwie dwóch porażkach - John Henry Lewis. Jim pokonał, choć tylko na punkty, i tę przeszkodę. 

W ogłoszonym na koniec 1934 roku rankingu Nat Fleischera, redaktora The Ring, Braddock znalazł się na 14.miejscu. Listę wagi ciężkiej otwierał mistrz świata (po zwycięstwie nad Carnerą) Max Baer, a pierwszą dziesiątkę tworzyli: Primo Carnera, Steve Hamas, Art. Lasky, Max Schmeling, King Levinsky, Jack Petersen, Patsy Perroni I Joe Louis. Jim nie był w ogóle brany pod uwagę w rywalizacji o mistrzostwo świata.

Sytuacja w wadze ciężkiej była dość skomplikowana; rokowania pomiędzy obozami aktualnego mistrza Baera a byłego championa Schmelinga trwały zbyt długo, szefowie Madison Square Garden przymierzali się do pojedynku rewanżowego pomiędzy Baerem a Carnerą, ale propozycji nie przyjął menedżer Włocha Bill Duffy, nieprzejednany wróg MSG. Postanowiono więc zorganizować spotkanie eliminacyjne, którego zwycięzca stałby się challengerem w pojedynku o najwyższą stawkę - przeciwko zwanemu "Pięknym Maxem" Baerowi.

Ciąg dalszy opowieści o Jimie Braddocku za tydzień na rinpolska.pl...