Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

BroenHistoria z dreszczykiem, niczym z powieści kryminalnej. Nie była jednak wytworem wyobraźni autora, tylko najprawdziwszą prawdą. Opisaną przez bohatera, Al Browna, w latach ’30 minionego wieku:

"Po Paryżu rozeszła się przed kilkoma dniami wiadomość: Al Brown wraca na ring! Fenomenalny bokser pożegna wreszcie Montmartre i porzuci "top- dance", który noc w noc wystukuje w Caprice Wennolse! Czy to prawda?
- Nonsens- odpowiada Al Brown - istotnie wciskano mi 50.000 franków, abym powrócił na ring... Odmówiłem. Dlaczego? Mam swoje powody. Zbyt prędko mnie zapomniano. Przez siedem lat byłem mistrzem świata. Teraz miałbym rozpocząć od nowa, jeszcze raz przejść gehennę, jaką miałem z menedżerami... Nigdy!

Jestem zniechęcony, choć wiem, że jako bokser miałbym jeszcze niejedno do powiedzenia. Jak doszedłem do tak opłakanego stanu psychicznego, kto mnie doprowadził do ruiny? Chętnie opowiem.

I czarny mistrz zaczął snuć swoją spowiedź. Powtórzmy ją w streszczeniu. Początek jego kariery nie jest tak szablonowy, jak tysięcy innych pięściarzy. Został bokserem, bo złamał nos. Inni ludzie z takiego powodu przestają być pięściarzami. Brown przeciwnie!

Urodził się w Panamie. Rodzice byli dość zamożni, by wysłać go na wyższe studia do Nowego Jorku. Chciał być inżynierem, pochłonął go Broadway, życie nowojorskie, dobra kompania, szaleńcze jazdy przez ulice miasta. No i katastrofa - złamany nos. Od tej chwili wydaje się Brownowi, że wszyscy śmieją się z jego złamanego nosa. Nie mógł tego znieść. Porzucił uniwersytet, uciekł od ludzi. Schronił się na... salę bokserską. Tam nikt z niego nie kpił; tam było wielu ludzi ze skrzywionymi nosami i "kalafiorami" zamiast uszu.


Wpadł w ręce Leo Flynna. Tego człowieka nazywano „handlarzem pięści”. Był bokserskim hurtownikiem. Miał pod swoją opieką ze trzystu chłopców, którymi zatykał wszystkie dziury na prowincjonalnych ringach. Al Brown również dostał się pod jego kuratelę i był niczym pocztowa przesyłka ekspediowany w różne zakątki Stanów Zjednoczonych.


Murzyn wygrywał, bił swoich rywali na prawo i lewo. Zainteresowali się nim inni menedżerowie. Uwolnił się od Flynna, dostał pod władzę Jess Mc. Mahama. Nadal prowadził swój zwycięski pochód. Wreszcie wylądował w Europie, w stołecznym Paryżu. Szybko podbił serca paryżan. Zblazowanym Francuzom zaimponował swym tańcem ringowym, długimi małpimi rękami, które zawsze na przyzwoitą odległość szachowały przeciwnika. Brown stał się najpopularniejszym bokserem Paryża. Pierwszy pobyt Murzyna w Europie trwał dwa lata, już wówczas miał właściwie utorowaną drogę do mistrzostwa świata w wadze koguciej. Powrócił do Ameryki, w krótkim czasie pobił Kid Francisa i Vidal Gregorio, zdobył tytuł mistrza. Wtedy rozpoczęły się kłopoty...

Jess Maham został organizatorem meczów i stosownie do amerykańskich przepisów nie mógł jednocześnie być menedżerem. Al musiał go opuścić i dostał się w ręce Lumiansky'ego - amerykańskiego Żyda. Brown 50 procent zarobków musiał oddawać swemu możnemu protektorowi. Musiał ponadto z własnych pieniędzy opłacać koszty treningów. Brown wie, że Lumiansky przedstawia mu fikcyjne rachunki, wie również dobrze, że musi je płacić, bo w przeciwnym wypadku nie dostałby ani jednej walki. Przez pięć lat bije wszystkich rywali, każdego, który tylko nawinie się pod rękę. Ma szalony atut - naturalną wagę kogucią przy bardzo długich rękach i wysokim wzroście. Kontrakt z Luminsky’m wygasał. Brown porzucił swego menedżera, jakkolwiek ten upierał się, że Murzyn jeszcze przez trzy lata powinien pozostawać od jego opieką.

Ale Brown miał dość niewoli i wyzysku. Chciał być panem siebie i zdawało mu się, że jest dostatecznie silny i zamożny, aby zerwać wszelkie więzy z menedżerami. Mistrz świata popełnił błąd, który zaważył na losach jego dalszej kariery. Zaangażował się jako trener Bobby Diamonda, który był niegdyś sekundantem Battlinga Siki. Być może, że Brown był już mocno zdeprawowany życiem paryskim i zdobytym powodzeniem. Własna stajnia wyścigowa, bezustanne przyjęcia wśród wpływowych sfer francuskich przewróciły mu w głowie. Z dnia na dzień zaniedbywał swoje interesy i zostawił wolną rękę Diamondowi.

W 1933 r. Brown otrzymał od Komisji Nowojorskiej ofertę stoczenia walki w obronie tytułu, ale bokser chciał przedtem załatwić pewną sprawę w Hiszpanii. Tą drobnostką miała być walka z Sangchilim. - Stosownie do kontraktu, miałem stoczyć z Hiszpanem dwie walki - opowiada Brown. - Przyznaję, że pierwszą zlekceważyłem, nie przykładałem się do treningów. Wolałem podczas pierwszej walki wypaść nieco gorzej, tak, aby hiszpańskiej publiczności wydawało się, że podczas rewanżu jej pupilek będzie mógł mnie pobić. Popełniłem błąd.

Brown przegrał z Sangchilim. Nie wziął jednak porażki do serca, będąc bardzo pewny rewanżu. Zabrał się ostro do roboty. Trenował w Walencji. Dziwne: Al Brown, który nigdy dotąd nie miał kłopotów z wagą, teraz dwa, trzy razy w tygodniu, a nawet codziennie chodził do łaźni. Diamond zalecił mu większą dietę. Murzyn słabł z dnia na dzień, a termin meczu zbliżał się nieuchronnie.

- Czułem się lekki, jak nigdy, a mimo to na oficjalnej wadze przekroczyłem limit. Bardzo mnie to zdziwiło - skarżył się Brown. - Całą sprawę opowiedziałem sędziemu Schermanowi, który był na meczu delegatem. Zaprowadził mnie do aptekarza, zważyłem się i o dziwo... do limitu sporo mi jeszcze brakowało. Aby być zupełnie pewny, eksperyment powtórzyłem jeszcze raz. Oburzony murzyn zażądał powtórnego oficjalnego ważenia. Jak później wyszło na jaw, zarówno waga oficjalna, jak i podstawiona przez Diamonda były fałszywe. Al Brown nie wiedział wówczas o jednej rzeczy:, że jego menedżer codziennie odbywał długie konferencje z Sangchilim.

Wreszcie Brown mógł najeść się do woli. Po drugiej szklance herbaty poczuł się niedobrze. Upał był nie do wytrzymania. Położył się do łóżka, poprosił o sprowadzenie lekarza i natychmiast zasnął. Wieczorem obudził się z ciężką głową, za dwie godziny miała odbyć się walka. Obok łóżka siedział Diamond, ale Brown przez dłuższy czas nie mógł go rozpoznać.
- Czy był lekarz?
- Był, a jakże. Powiedział, że absolutnie nic ci nie jest.

Jak się okazało, to było kłamstwo, lekarz w ogóle nie był wezwany. Następnie Diamond rozpoczął masaż. Z gardła Browna wyrwał się krzyk boleści. Wszystkie mięśnie były obolałe.
- Daj mi święty spokój, nie mogę dziś walczyć, musi mnie zbadać doktor!
- Oczywiście, możesz się poddać badaniom lekarskim, ale ja nie mogę zagwarantować, że publika nas nie zlinczuje, jeśli nie staniesz na ringu- odpowiada Diamond w drodze na stadion.- W każdym razie nie będziesz mógł już więcej pokazać się na hiszpańskich ringach. Zresztą, przecież ty, nawet będąc chory, jedną ręką potrafisz pobić tego smarkacza!

Posłuchajmy, co mówił Al Brown o swojej ostatniej walce: - Noc była upalna, czułem się coraz gorzej, z trudem oddychałem. Przez mgłę pamiętam, jak powitałem przeciwnika. Obudził mnie gong. Pomyślałem, że czeka mnie 15 rund - 45 minut walki! W tej chwili poczułem wielki ciężar w nogach, w ogóle nie mogłem się ruszać. Automatycznie unikałem ciosów i cudem tylko nie zainkasowałem niebezpiecznego ciosu. Przeciwnik nie był groźny, jednak jego ciosy sprawiały mi ból. Podczas każdej przerwy liczyłem tylko ile rund pozostało do końca walki. Wkrótce doszły mnie okrzyki widzów. Wszyscy domagali się mojej zguby. "Wykończ go w tej rundzie" - krzyczeli. Zrozumiałem, że jestem sam przeciw tysiącom.

Z trudem podnosiłem się z krzesła. Miałem wprawdzie dwa czy trzy chwile przypływu świadomości, podczas których zapędziłem rywala na liny, ale były to tylko przebłyski. Z trudem, nie czekając na wyrok, zszedłem z ringu. Kilka osób podtrzymało mnie, gdyż nie mogłem trafić do szatni. Rzuciłem się na łóżko i natychmiast zasnąłem. Obudziłem się nazajutrz po południu. Przy moim łóżku nie było nikogo. Zawołałem właściciela hotelu. Błagałem, aby sprowadził lekarza, ale tak, aby mój menedżer się o tym nie dowiedział.

Doktor wziął krew do analizy. Nazajutrz Al dowiedział się, że ma we krwi rośliną truciznę, która w większej dawce może nawet człowieka zabić. Brown przez tydzień musiał pozostać w łóżku. Diamond nie pokazywał się, a jak się później okazało, przez cały ten czas przebywał w towarzystwie Sangchiliego. Został jego menedżerem, mimo, że starało się o to chyba z dziesięciu poważnych fachowców. Później wywiózł go do Ameryki. Sangchili przegrał tam pierwszą walkę przez nokaut i stracił tytuł.

Murzyn powrócił do Paryża. Oczekiwał wiadomości od Diamonda, czekał na kontrakt odnośnie walki rewanżowej. Wreszcie nadeszła odpowiedź z Hiszpanii. Diamond donosił, że Hiszpan nie chce się zgodzić na mecz, gdyż taki warunek nie został przewidziany.
- Miałem wówczas mocne postanowienie zabicia Diamonda - przyznaje Brown ponuro.

Po tej aferze Brown wpadł w jakieś dziwne odrętwienie. Przestał się interesować boksem. Przekonał się również, że jego sprawy finansowe nie są tak dobre, jak przypuszczał. Musiał sprzedać wszystkie swoje konie wyścigowe i to ze stratą 4 milionów franków. Wówczas przypomniał sobie, że za dobrych czasów pozostawił w nowojorskim banku 180.000 dolarów. Zażądał wypłaty. Odmówiono mu. Z przerażeniem dowiedział się, że na tych pieniądzach został nałożony przez Lumiansky’ego areszt. Menedżer skarżył go o przedwczesne zerwanie kontraktu.

Rozgoryczony Brown wyjechał z Paryża i udał się do Danii. Próbował założyć rękawice, ale za każdym razem ściągał je z obrzydzeniem. Zaczął tańczyć i śpiewać w nocnych lokalach.
Dziś za kilkanaście franków można oglądać go na Montrmartrze. Woli tańczyć, niż po raz drugi pójść w niewolę menedżerów”.

Tę historię Al Brown opowiedział dziennikarzom w 1937 roku. I, wbrew zapowiedziom, wrócił na ring. Wrócił i odnosił sukcesy: jeszcze w tym samym roku zdobył tytuł mistrza świata (International Boxing Union). W rok później doszło do kolejnej walki z Sangchili; Al Brown wygrał ją na punkty. W swojej długiej karierze stoczył blisko 170 walk zawodowych, z których przegrał zaledwie 19. Ostatecznie zakończył karierę w 1942 roku. Zmarł dziewięć lat później - na gruźlicę. Nat Fleischer, założyciel "The Ring" i wieloletni redaktor naczelny czasopisma, umieścił Al Browna na 10. miejscu bokserów wszech czasów wagi koguciej. W 1992 r. zoster nominowany do International Boxing Hall of Fame.

Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com{jcomments on}