Jeffries JohnsonJutro przypada okrągłą setna rocznica legendarnej "walki stulecia" pomiędzy Jackiem Johnsonem i Jamesem J. Jeffriesem. Z tej okazji przedstawiamy materiał przygotowany przez Krzysztofa Kraśnickiego wspominający to historyczne wydarzenie.

W początkach minionego stulecia, dokładnie w 1908 roku tytuł  mistrza świata wszechwag- jeszcze na długo przed podziałem na organizacje przyznające owo zupełnie wyjątkowe wyróżnienie- zdobył Jack Johnson. Pięściarz czarnoskóry! Było to fakt, którego za nic nie chciała przyjąć do wiadomości owładnięta rasizmem część Ameryki. W dodatku "Czarny Dym" był ekscentrykiem, prowadził się prowokująco, na domiar złego otaczał się białymi kobietami.

Video. Johnson - Jeffries >>

Zaczęto gorączkowo poszukiwać boksera, który wybije z głowy boks "obrzydliwemu czarnuchowi". Postawiono na Polaka, Stanley’a Ketchela. I niewiele brakowało, aby "Zabójca z Michigan", światowy champion wagi średniej odebrał Johnsonowi tytuł - w październiku 1909 r. w miejscowości Colma. Mimo, iż ważył zaledwie 72 kg okazał się dla Johnsona rywalem bardzo groźnym. Gdy w 12. rundzie jego sierpowy powalił na deski Jacka, zdawało się, iż tytuł zmieni właściciela. Niestety, kiedy Johnson podniósł się z podłogi ringu, Polak wznowił atak całkowicie odkryty. Kontra rywala zakończyła walkę i marzenia rasistów.

Poszukiwania mściciela trwały nadal, zwrócono się do Corbetta, który zasugerował byłego mistrza wagi ciężkiej, Jima Jeffriesa, który niepokonany zakończył karierę przed kilku laty. Wycofał się,  bo nie miał z kim walczyć, wszystkich poważnych rywali pokonał przecież dwukrotnie. "Kolos z Los Angeles" ani myślał wracać na ring, czuł się za stary, do takiego wyzwania nieprzygotowany. Do rozumu przemówiły mu, jak to często bywa, pieniądze. Jim poddał się w Karlsbadzie kuracji odtłuszczającej i 4 lipca 1910 roku, a więc równo sto lat temu stanął naprzeciw Johnsona.


Historyczna walka odbyła się w małej górskiej mieścinie - Reno. Obok zbudowanej w szczerym polu areny powstało cale osiedle, urządzono hotele, otwarto restauracje. Ceny biletów wynosiły od 20. (miejsca stojące) do 200 dolarów.

"Pierwszy na ring wchodzi Jeffries. Orkiestra kadetów piechoty gra Yankee Doodle, rozlegają się niemilknące burzliwe oklaski. Johnson wchodzi drugi, we wspaniałym jedwabnym szlafroku. Uśmiecha się. Sędzia Tex Rickard- organizator meczu- woła zawodników na środek ringu, by im udzielić tradycyjnych wskazówek. Jeffries odmawia podania Murzynowi ręki. Atmosfera napięta do niemożliwości; to nie jest spotkanie dwóch bokserów, to mecz dwóch ras!

Już w pierwszej rundzie widać, że Johnson jest bardziej zwinny, lepszy technicznie. Mimo to owacje są dla Jeffriesa, a Murzyni, zwolennicy Johnsona milczą pod groźnymi spojrzeniami białych sąsiadów.

Do drugiej rundy Johnson idzie uśmiechnięty i głośno pyta:
- Dlaczego pan się też nie śmieje mister Jim?
W odpowiedzi Jeffries przyjmuje swą zamkniętą gardę.
- Zaraz stanie się coś decydującego- szepczą wokoło.
Wtem Jim ładuje z całej siły lewą w serce. Ongiś ten cios był zabójczy, ale teraz Johnson ani drgnął, a po chwili sam odpowiedział wspaniałą serią. Po gongu poklepał ironicznie Jeffriesa po ramieniu. W trzeciej Jim już ciężko dyszy. Przeliczył się, nie jest już, nie zdołał stać się dawnym Jeffriesem. W półdystansie Johnson pozwala mu bić się w brzuch dowoli, mówiąc:
- Czy nieładny żołądek Jim? Nie krępuj się, wal ile chcesz!
I tak walczą dalej. Jim z trudem ukrywa swą pasję. Jack natrząsa się zeń bezlitośnie, nieprzerwanie dowcipkując i odpowiadając na wymyślania zrozpaczonego Corbetta, sekundanta rywala. W szóstej rundzie Jim przemawia po raz pierwszy:
- Jesteś chytrym lisem czarny człowieku, ale to nic, ja cię jednak zabiję!
Nie skończył tych słów, gdy pięść Johnsona rozrywa mu wargi dosłownie na strzępy. Rozlega się wystrzał rewolweru. To ktoś strzelał do Jacka. I znów walczą wśród skonsternowanej ciszy. Jeffries trzyma się już tylko siłą woli, ledwie porusza się na nogach. W dwunastej rundzie rozpoczyna się desperacki atak, lecz bez skutku. To była ostatnia szansa... Jeffries jest skończony, trzyma się jednak jeszcze, aż przychodzi 15. runda. Jim wstaje z krzesełka jakby nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Johnson podchodzi spokojnie jak torreador do byka i zadaje straszliwy swing. Biały obraca się wokół swej osi, ku ogólnemu przerażeniu pada na wznak. W tej pozycji widziano go po raz pierwszy w życiu.

Na "7" jeden z sekundantów wskakuje na ring i pomaga Jimowi powstać. Znikąd nie rozległ się żaden głos protestu. Johnson zadaje pięć okropnych ciosów z rzędu i Jim pada po raz wtóry. Gdy sędzia wyrzekł już "10" Corbett wskakuje na ring i przecząco macha ręcznikiem. Ale to już nic nie pomoże, niezwyciężony Jim Jeffries jest znokautowany, czarny Jack Johnson pozostaje mistrzem świata."

Jack Johnson - James J. Jeffries (04.07.1910)
http://www.youtube.com/watch?v=BnMJL36_oCs

Z rzędu dla specjalnych gości wstał biały mężczyzna. Przesadził liny, podszedł do Johnsona i wyciągnął do niego otwartą dłoń. I tym gestem on, a nie Jeffries uratował honor białej rasy. Tym mężczyzną był światowej sławy pisarz- Jack London.

Krzysztof Kraśnicki
* Fragment rozdziału "Jak zostać mistrzem w boksie - Królowie ringów" Wiktora Junoszy dostępnej na www.colma1908.com.